Klątwa … (cz. 5)

Pani Monika bardzo się stara by treść jej kryminałku nie uciekła nam z głowy i ciągle dopisuje kolejne części. Średnio jedna na dwa dni a ich długość jest coraz większa. Dziś już zaserwowała nam 5 część a wkrótce potem na swoim profilu na FB zaprezentowała dotychczasowe pięć.
Zapraszamy do lektury i przypominamy że o 17.00 w internecie rozpoczyna się transmisja innego wydarzenia kulturalnego w naszej okolicy: obchody 45-lecia Teatru Terminus A Quo z Nowej Soli. Również do udziału w tym wydarzeniu – zachęcamy.

Do pokoju wszedł młodziutki policjant, który wyglądał jakby dopiero skończył 18 lat. Policjant przywitał się z Adamem i przedstawiła Joannie: starszy posterunkowy Michał Woźniak – komisarz Joanna Franz. Dzień dobry. Plac ratuszowy to pana rewir? Tak. Jestem tam dzielnicowym. Świetnie. To jedziemy. Młody policjant bez słowa wyszedł za panią komisarz. Wsiedli oboje do radiowozu i pojechali w kierunku ratusza. Bardzo młodo pan wygląda. Od dawna w policji? – Joanna zapytała starszego posterunkowego. Pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy, to to, że chłopak jest za młody na tę robotę. Szybko odgoniła te wątpliwości. Kiedy ona zaczynała pracę w policji to nie raz wypominano jej wiek, brak doświadczenia i to, że jest kobietą.
Od dwóch lat – odparł Woźniak. – Lubi pan tę pracę? Dlaczego został pan policjantem? – zapytała Joanna bardziej po to, żeby zabić czas niż z ciekawości.
Nie myślę o pracy w kategoriach pasji. Jest ok. To najlepsza robota do jakiej mogłem trafić. Stała pensja. Spokój. Raczej tu nie mordują, najwyżej się pijaczki pobiją na melinie – odparł dzielnicowy.
To się jeszcze okaże. – komisarz Franz nie byłaby taka pewna czy Sulechów to spokojne miasteczko, ale nie chciała dzielić się wątpliwościami z młodym policjantem. Zamiast tego zapytała:
– To pan przesłuchiwał świadków? Tylko niektórych – odparł Michał.
– Chciałabym zacząć od tej starszej kobiety Wandy Kwiatkowskiej. Jaka była podczas przesłuchania?
To miła, starsza pani, ale raczej …. no…..ma nierówno pod sufitem – mówił z zakłopotaniem Woźniak. – Czytałam raport i mam świadomość, że historie o potworach mogą być mało prawdopodobne, ale proszę mi wierzyć, potwory naprawdę istnieją – mówiła Joanna – może Pani Kwiatkowska nie jest do końca świadoma co widziała, ale musimy się upewnić czy faktycznie ktoś był pod ratuszem, kiedy staruszka zaglądała przez okno.
Radiowóz zaparkował na jedynym wolnym miejscu przy ratuszu i policjanci weszli do kamienicy naprzeciwko wejścia głównego. Fontanna, w której znaleziono odcięta rękę znajdowała się na prawej ścianie budynku, a mieszkanie Wandy Kwiatkowskiej było usytuowane na skraju kamienicy naprzeciwko. Z okna starszej pani był doskonały widok na fontannę. Nie było co prawda widać fontanny od frontu, ale osoby przechodzące obok były widoczne jak na dłoni.
Policjanci zapukali do mieszkania. Drzwi otworzył mężczyzna grupo po pięćdziesiątce.
– Przesłuchiwaliście już moją mamę. Czy to naprawdę konieczne? – zapytał mężczyzna. Dzień dobry – odpowiedziała Joanna – tak konieczne. Proszę mi wierzyć, że nie mamy czasu ani środków, żeby nachodzić ludzi bez powodu.
Mam inne zdanie na ten temat. Widziałem co robiliście z protestującymi – mężczyzna nadal stał w otwartych drzwiach mieszkania.
Joann pomyślała, że nie będzie łatwo. Doskonale wiedziała o co chodziło synowi starszej pani, ale nie mogła przyznać mu racji. Przynajmniej nie oficjalnie.
Komisarz Joanna Franz wydział kryminalny Komendy Głównej Policji. Chcielibyśmy porozmawiać z Panią Wandą Kowalską w sprawie tego co widziała w nocy z 28 na 29 listopada tego roku. Naprawdę nie chcemy niepotrzebnie zajmować czasu, ale to bardzo ważna sprawa.
– Dobrze. Proszę wejść. Mama jest w sypialni. Zaraz ją zawołam. Napiją się państwo czegoś? – zapytał syn Wandy Kwiatkowskiej.
Nie, dziękujemy – odparł Michał Woźniak. Policjanci usiedli przy dużym okrągłym stole zasłanym szydełkową serwetą. Mieszkanie było obszerne, a okna prawie na całą długość ściany. Nawet siedząc na krzesłach policjanci widzieli fontannę z głową lwa.
Po krótkiej chwili do pokoju wszedł Kwiatkowski niosąc posrebrzaną tacę na której stał dzbanek z herbatą, cukiernica i cztery filiżanki. Może jednak państwo zmienią zdanie – mówiąc to rozkładał filiżanki na stole
– Wiesław Kwiatkowski, nie przedstawiłem się. Przepraszam za to przyjęcie, ale rozumieją państwo, to co się dzieje teraz w kraju jest niezwykle irytujące.
Rozumiemy – odparła komisarz Franz.
Mama zaraz przyjdzie. Musi się wyszykować. To dama. Nie pokazuje się ludziom w byle czym. To ja poproszę herbaty – powiedział starszy posterunkowy Woźniak.
Kilka minut później w pokoju pojawiała się starsza pani. Według dokumentów miała 87 lat, ale wyglądała na 20 mniej. Kiedyś musiała być pięknością. Miała regularne rysy twarzy, zgrabny nos, a jej szczupłe ciało poruszało się z gracją.
Już powiedziałam policji wszystko. Nawet dwa razy. Nie wiem co migałabym dodać – mówiła Kwiatkowska. Jej skrzeczący głos i kiepska dykcja zupełnie nie pasowały do dystyngowanego wyglądu. Mówiła urywając głoski i z trudem wypowiadając pełne zdania. Nie miała nic z melancholiczki, jak podejrzewała ją w pierwszej chwili Joanna. Starsza pani wzięła łyk herbaty i patrzyła wyczekująco na policjantów.
Pani Kwiatkowska, proszę nam po prostu opowiedzieć wszystko jeszcze raz od początku. Wanda odchrząknęła i zaczęła mówić. Po ciepłej herbacie głos stał się bardziej przyjazny, ale nadal tworzył duży dysonans w połączeniu z wyglądem.
Nie mogę spać. Wtedy też nie mogłam. Nie zapalam światła, bo latarnie tak mocno świecą, że wszystko widać. Czasami to się nie da wytrzymać. Mówiłam im już tyle razy, że trudno spać jak tak świecą i świecą…
Proszę nam opowiedzieć co pani widziała w nocy z 28 na 29 listopada – Joanna przerwała staruszce dygresje dotyczące miejskich latarni.
To była pewnie jakoś trzecia w nocy, może druga. Raczej trzecia, bo koty się budzą o trzeciej, więc to musiała być trzecia. W pokoju nastała cisza. Dzielnicowy Michał Woźniak chciał popędzić panią Wandę w opowieści, ale Joanna powstrzymała go delikatnym ruchem ręki. Wanda Kwiatkowska zapatrzyła się w okno, ale po chwili kontynuowała.….
wtedy zobaczyłam jego. Najpierw myślałam, że to jakiś pijak. Oni często wracają do domu przez środek miasta. Wstydu nie mają. – Kwiatkowska westchnęła i mówiła dalej – Ale to nie był pijak. Nie zataczał się jak pijacy. Po prostu miał coś worku i wrzucił to do fontanny. Później stanął i zaczął się modlić.
Skąd pani wie, że to była modlitwa? – zapytała komisarz Franz.
– Drogie dziecko ja do kościoła chodzę co niedziela od ponad 80 lat, więc wiem jak wygląd modlący się człowiek.
– Mówiła pani, że klęczał, nie mówiła, że się modlił – wtrącił starszy posterunkowy Woźniak.
– Jak się człowiek modli to klęczy, prawda? A on klęczał i się kiwał, jak w kościele.
– Czy ten człowiek tak się ruszał? Kiwał się i klęczał? – dopytała Joanna.
Tak. No przecież mówię. Widziałam jak się modli– odpowiedziała starsza pani. Na jednym czy na dwóch kolanach – Michał Woźniak zdał sobie sprawę, że o to nikt nie zapytał.
No najpierw na dwóch jak w kościele, a potem na jednym. Podparł się o ziemię, żeby wstać, to wtedy był na jednym kolanie. Normalne – powiedziała Wanda Kwiatkowska. Komisarz Franz i starszy posterunkowy Woźniak popatrzyli na siebie. Oboje pomyśleli o tym samym. Gdyby nie ten cholerny śnieg, może sprawca zostawiłby jakiś ślad na chodniku. Jak pani myśli dlaczego klęczał? – zapytała Joanna.
Bo modlił się do potwora, któremu składał ofiarę. Zresztą nie on pierwszy i nie ostatni. – starsza pani lekko wzruszyła ramionami. Policjanci popatrzyli na siebie pytająco.
Co to znaczy, że nie on pierwszy? – zapytała zdziwiona Joanna. Widywałam ich już wcześniej i wcześniej też składali ofiary – odpowiedziała swoim skrzeczący głosem stara Kwiatkowska.

autorka wg inicjatorki cyklu Anny Zwiahel

cdn.
Monika Suder